Forum www.skfsekcja9.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rerere Sasuke cz.I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skfsekcja9.fora.pl Strona Główna -> Nasza Twórczość / Kącik Literacki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szarotka
Sekcja 9


Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chorzów

PostWysłany: Nie 0:18, 20 Lut 2011    Temat postu: Rerere Sasuke cz.I

Skoro nikt tu jeszcze nie zamieścił żadnego opowiadania, to postanowiłam zamieścić swoje; jest to parodia, albo coś, albo rererexD jak się spodoba, dodam kolejną część, miłego czytania^^

^^^^^
Oto ja. Sasuke Uchiha. Nukenin z Wioski Liścia. Zło wcielone, które od szóstego roku życia chce zgładzić swojego kochanego, uroczego, nieziemsko przystojnego (wszystko to oczywiście ironia) – braciszka Itachiego. Muszę wam powiedzieć, że taki cel to bardzo praktyczna rzecz. Jedyne co musisz zrobić to zajeżdżać z treningami osiem godzin dziennie, zdradzić wioskę i kumpla w pomarańczowym dresie (kiedyś też go zabiję), dać się pokroić przez inteligenta w goglach, trenować się u Węża-zombie chętnego na twoje nieskazitelne ciało, po czym wszystkich wykiwać, zebrać bandę nukeninów z krewnymi królika i hulaj dusza, piekła nie ma.
Mimo to wolałbym jednak, aby wszystko się już skończyło.
W ten jakże powszechny poranek leżałem spokojnie na skraju polany, opierając się o konary wiekowego dębu. Wpatrywałem się w ten obrzydliwie piękny wschód słońca, który roznosił nadzieję wszem i wobec jak bocian kolejne pokolenia ninja w granatowych sandałach. Do dziś zajmuje mnie pytanie, który artysta stworzył ten idiotyczny kanon, przez co połowa ludzi wyglądała jakby ubierała się, kupując wyłącznie dodatki do gazetek typu „Konoha Life”. Nie powiem żebym interesował się modą, ale jeśli jeszcze raz zobaczę dzieciaka w workowatym jaskrawym dresie, moja zemsta obróci się w stronę sklepów markowych z Wioski Liścia.
Chociaż nie… Najważniejszy jesteś ty, mój ukochany braciszku, ty kanalio rodziny, wrzodzie w płaszczu przeciwdeszczowym z ohydnymi czerwonymi chmurkami z przedszkola, już nie mogę się doczekać, kiedy potnę twoje blade ciało na kawałeczki, ugotuję w zupie z twoimi znienawidzonymi buraczkami, poleję u góry roztopionym parmezanem i dam jakiemuś kocie przybłędzie do spożycia o pełni księżyca…
- Ty śmierdzący wodoroście, oddawaj mój soczek!!
… mógłbym też wsadzić cię do betoniarki i wlać wraz z cementem na chodnik do kibla…
- Ja ci robię przysługę, jak będziesz codziennie pić sok z marchewek, to będziesz wyglądać jak przerośnięty fastfoodowy kurczak, wiesz?
… albo wypatroszyć i zrobić ze skóry torebkę na obento…
- Ja ci zaraz pokażę fastfood, przerobię cię na paluszki rybne…!

- Oczywiście ci nie wzbraniam, nie wiem tylko, czy Sasuke lubi gotowane marchewki, wiesz…?
- CHODŹ TU, TY MAŁY, UPIERDLIWY…!
- Karin, Suigetsu – westchnąłem – zachowujcie się jak na ludzi przystało.
- Ale Sasuke! – różowa kunoichi spaliła buraka – jeśli mamy być zgraną drużyną, ten glonojad powinien szanować czyjąś prywatność!
- Powiedziałbym to samo o imionach – wtrącił poirytowany Suigetsu.
- Nie interesują mnie głupie procedury drużyn – wyjaśniłem po raz pięćdziesiąty – kiedy dopełni się moja misja, możecie się pozabijać jak chcecie – z chęcią na to popatrzę – ale wolałbym nie wystawić się na pośmiewisko w jego obecności, więc możecie zacząć ćwiczyć opanowanie już teraz.
Dwójka idiotów obraziła się, po czym wróciła do zajęć sprzed bójki.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego ja, genialny Sasuke, Ten-Który-Zrobił-W-Konia-Orochimaru, musi zadawać się z takim pospólstwem? Otóż właściwie to mógłbym sobie poradzić sam i pewnie zaoszczędziłbym na nerwach – problem w tym, że jestem nukeninem (wspominałem już o tym?) i w razie czego to towarzystwo wzajemnej adoracji odwróci uwagę konoszańskich skrytobójców. Tak, zgadliście – jestem wyprutym z uczuć skończonym draniem i mówienie o mnie „Ty zdrajco!” mi pochlebia. Pomijając ten uroczy drobiazg, jedyna normalna osoba (oprócz faktu noszenia w sobie Przeklętej pieczęci) właśnie poszła na zwiad, czytaj „pogadać z moim dzisiejszym obiadem”, więc pewnie wróci za dwie godziny. Ta para za kilka minut znowu pokłuci się o bułkę, więc postanowiłem udać się na przyjemny spacerek.
Ach! Ten upiorny gęsty las rodem z opowieści braci Grimm. Głucha cisza pogłębiała atmosferę niepewności i lęku, pojedyncze odgłosy zwierząt rozkosznie odbijały się od kosteczek słuchowych. Raj. Nie, sunimasen – piekło. Chciałbym aby ta chwila była bardzo długa, niezachwiana, trwająca godzinami w złowrogim echu.
- Sasuke!
I tak moje pragnienia zostały zdeptane gołą stopą rozmiar 52. Jugo zbliżył się, niosąc mój świeżo ubity obiad na ramieniu. Tylko nie przypominam sobie, żebym zamawiał dzika w granatowych getrach i tych obrzydliwych Konoha-Life-sandałach…
- Jugo? – spytałem niemrawo.
- Znalazłem ją nieprzytomną jakieś 10 metrów stąd – powiedział pospiesznie dryblas. – leżała uśpiona…
- Acha… to po coś ją stamtąd zabrał? – To tyle, jeśli chodzi o wolontariat z mojej strony.
- Bo miała na szyi to.
Przywołując mgliste wspomnienia z dzieciństwa, w dłoni Jugo pojawiła się opaska ninja. Wpatrywałem się przez chwilę w ojczysty symbol liścia.
- Połóż ją.
Zza ramienia wielkoluda wyłoniła się burza ciemnoniebieskich włosów, granatowo-biały sweter ukrywał pokaźnych rozmiarów piersi (ja tylko opisuję). Rysy twarzy kogoś mi przypominały.
Tylko… kogo, do diabła?

- Sasuke-kun, oszalałeś?! – Karin o mały nie dostała palpitacji, kiedy przyniosłem kunoichi na rękach. Baby.
- Co, zazdrosna, ciekawe, czy Samo-Zło kiedykolwiek złapało cię za tył…
Bolesny kopniak przerwał wypowiedź Suigetsu, na szczęście. Ludzie, co z wami? Nigdy nie chciałem mieć z żadną kobietą do czynienia i mieć nie będę, sory. Chociaż gdybym zginął przedwcześnie, mógłbym przekazać plan zemsty jakiemuś nieszczęśnikowi, czyli mojemu dziecku… Dobra, koniec głupich planów B.
Położyłem niewiastę na kocu, po czym wyznaczyłem Karin twórcze zadanie zbadania jej. Pod groźbą wykluczenia z „Węża” za „przypadkowe” uszkodzenie jakiegoś narządu, przystąpiła do pracy.
- Nie jest ranna, ale wygląda na to, że została uśpiona na kilka godzin – mruknęła. – Może równie dobrze obudzić się za dwa dni. Możemy już się jej pozbyć? – zapytała, trzepocąc rzęsami.
- Ej, myślisz że jak tobie się nie podoba, to trzeba ja od razu wyrzucić? – Suigetsu najwidoczniej bardzo zainteresował się jej uwypukloną częścią anatomiczną. Czasami mam wrażenie, że tylko ja w tym składzie myślę logicznie.
- Najpierw wyciągniemy z niej informacje, jeśli takowe posiada – odparłem. – Jeśli okaże się bezużyteczna, zatrzemy ślady.
- Szkoda, wyglądała naprawdę na zintegrowaną z przyrodą – mruknął Jugo.
Ludzie, czy roślinki i cycki przysłoniły wam już wszystko?! Z jakiej racji ma to do mnie przemówić?!

Naprawdę nie wiem, po jaką cholerę czuwam przy tej istocie. Jak tak dalej pójdzie, moja cierpliwość się wyczerpie i będę skazany na życie samotnika po rozboju w tym towarzystwie. Najchętniej po prostu bym komuś przywalił, ale pod ręką mam tylko śpiącą królewnę i niewyprane skarpetki Jugo. Zapaszek jak po dwóch talerzach grochówki…
W pewnej chwili naszła mnie nawet ochota, aby pogadać z moim cielesnym wężem, ale powstrzymałem się, Jak wyskoczy mi z niego gęba Orochimaru-sensei, to chyba zwymiotuję. Wobec tego postanowiłem powrócić do poprzedniego zajęcia, jakim było przyglądanie się dziewczynie. Usilnie próbowałem sobie przypomnieć, gdzie już widziałem te delikatne rysy twarzy i połyskujące fioletowo włosy… błech.
Nagle postać poruszyła się. Wyglądało na to, że coś chce powiedzieć przez sen. Zbliżyłem twarz i nasłuchiwałem.
- N-naldut…
Drut? Co? Nasłuchiwałem dalej.
- Nalubrwfo…
Tak, teraz wszystko rozumiem – mów wyraźniej, kobieto!
- N-naluto…
Wzdrygnąłem się. Brzmiało jak coś, o czym wolałbym zapomnieć. Jak moja ewentualna ofiara, jeśli przypadkiem nawinie mi się po zgładzeniu braciszka. Taak, szkoda, że nie udało mi się wbić mu miecza w gardło, świadomość, że ten kretyn nie depcze mi po piętach, byłaby taka kojąca…
Nawet nie zauważyłem, że od jakiegoś czasu wpatrują się we mnie wielkie szare oczy. A oto ja, boski Sasuke właśnie pochylałem się nad rozbudzoną dzieweczką, prawie dotykając jej policzków nosem. O cholera.
Moje zranione serce zrobiło łubudu, ale podniosłem się najwolniej jak umiałem – no, przecież jestem per Niewzruszona-Góra- Lodowa!! Zrobiłem minę w stylu „Nic mnie nie obchodzisz” i utkwiłem w niej zlodowaciały wzrok. Uff, dobrze, że Suigetsu tego nie widział, moja reputacja jest ocalona. Ciemnowłosa natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej. Chyba wiedziała, że i tak nie zdoła mi uciec, więc tylko lustrowała mnie przerażonym wzrokiem.
- Uchiha Sasuke? – spytała, podnosząc ręce na wysokość serca. A więc ona też mnie zna, ciekawe.
- Tak, to ja – przyznałem się (to i tak nie ma znaczenia, przecież potem ją ukatrupię). – Zastanawiam się, skąd cię znam?
Lekko opuściła powieki, jakby w prawie niewidocznej rezygnacji.
- To ja – wyszeptała – Hinata Hyuuga.
Hmm… Hinata Hyu…
To ta sama laska, która podkochiwała się w Sam-Wiem-Kim w Akademi? No to sprawa się wyjaśniła. Tylko po kiego kota była sama w lesie? Na dodatek w chwili, kiedy na wolności są Akatsuki, Kabuto i skromne mła? Doprawdy, fizycznie się bardzo… zmieniła, ale chyba jest tak samo głupia jak reszta Konohy (przypominam, że jestem Nukeninem).
Kiedy znowu podniosłem wzrok, nie patrzyła na mnie. Rozgladała się po obozie i jej wzrok właśnie natrafił na skarpetki Jugo. Naprawdę kiedyś zapoznam go z Mandą.
- Co tutaj robisz, z dala od wioski? – spytałem spokojnie.
- Ja… - wydukała dzieweczka – zbieram… zbieram…
- Patrz, Naruto!
- Co?!
- Mangekiou Sharingan! – ale ja jestem sprytny.
A więc tak: Hinata wyrusza na misję z dresem, który uparcie twierdzi, że go lubię i chce mnie zaciągnąć do Liścia. Pokaźna ekipa ludzi, w tym Kakash- sensei wyruszają z Konohy, zostawiając ją pozbawioną ochrony, bo inne drużyny są na misjach – plus za trzeźwe myślenie, Hokage-sama. Drużyna pomarańczy zatrzymuje się na nocleg, inteligentna Hyuuga wykrada się, chcąc poćwiczyć, po czym…
ŁUB!!
„MAM CIĘ, SASUKE!! HAHAHAHA!!”
Chyba moja głowa zaraz odpadnie, ale przytrzymuję ją.
WTF?!!
Co to ma być, do sjama! Albo ta dziewczyna odparła mojego Sharingana, albo ktoś założył na jej mózg barierę. Do tego ten głupkowaty śmiech, który w obecnym momencie doprowadzał mnie do stanu powszechnej furii. Gdyby to był jeszcze głos mojego celu, byłoby fajnie.
- S-sasuke…? – jakiś piskliwy głosik próbował coś do mnie powiedzieć, ale nie reagowałem.
To oznacza jedno…
Moja… reputacja legła… w gruzach…
Jakiś czub… zdołał mnie… przechytrzyć…

Ciąg dalszy nastąpi desuxD


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skfsekcja9.fora.pl Strona Główna -> Nasza Twórczość / Kącik Literacki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin